Różowy, naturalny cud
Wstałam po dziewiątej.
Poszłam do łazienki, umyłam się, uczesałam i umalowałam. Zobaczyłam, że pod
drzwiami mam małą karteczkę. Podniosłam ją. Napisane na niej było
"Kochana, jak tylko wstaniesz podejdź do mojego pokoju. Będę czekać na
Ciebie tam, albo na stołówce. Do zobaczenia śpiochu." Jak zawsze ranny
ptaszek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ona nigdy się nie zmieni. Oczywiście
wybierałam ubrania długi czas. Około dziesiątej zeszłam na dół. Moja droga
koleżanka jak zawsze o mnie zadbała. Czekał na mnie już pełen talerz.
Przywitałam się i usiadłam z nimi. "Spokojnie wiem, że będzie Ci smakować."
Spojrzałam na potrawy. Kilka kawałków sushi i zielona herbata. Trafiła w
dziesiątkę. Wczorajsza lekcja trzymania pałeczek się przydała. Już nie miałam z
tym takich problemów. Nagle zadzwonił mój telefon. To Kamil. "Hej. Masz
jakieś plany na dziś?" zapytał. Spojrzałam się na przyjaciółkę. Z jej
wzroku widziałam, że chce, abym się zgodziła.
-Tak się składa, że nie. -
odpowiedziałam.
-Miałabyś może ochotę się ze
mną spotkać?
-Oczywiście! - zrobiło mi się
miło, że to zaproponował. W końcu wczoraj byłam bardzo zagubiona i zmęczona.
Myślałam, że mnie nie polubił. Widocznie się myliłam.
- Przyjdę po Ciebie za
godzinę. - powiedział zadowolony. Rzuciłam spojrzenie Basi. Uśmiechnęła się do
mnie. Rozumiała mnie bez słów. Pobiegłam do pokoju. Założyłam zwiewną sukienkę
w różowe kwiaty i koturny. Rozpuściłam włosy, sięgnęłam po lokówkę, aby chociaż
trochę je zakręcić. Kiedy się rozgrzewała zaczęłam malować oko. Dwie idealne
kreski na powiece. To tylko wydaje się łatwe. Jeszcze usta, perfumy, biżuteria
i gotowa. Miał być za kilka minut. Idealnie się wyrobiłam. Poszłam na dół.
Kamil już stał przed drzwiami. Przywitaliśmy się. Chciałam dowiedzieć się gdzie
mnie zabiera, ale nie chciał mi powiedzieć. "Niespodzianka" powtarzał
ciągle. Przechodziliśmy różnymi uliczkami. Oczywiście nigdy ich nie widziałam.
W pewnym momencie kazał mi się zatrzymać. Rozglądnęłam się. "To jeszcze
nie koniec drogi" powiedział i wyciągnął chustę z torby. "Muszę
zawiązać Ci oczy." Teraz mnie zdziwił. Zgodziłam się mimo, że trochę się
bałam. Zasłonił mi oczy i zawiązał z tyłu głowy kokardę. Złapał mnie za rękę.
"Spokojnie nie zamierzam Cię porwać" zażartował. Szliśmy tak jeszcze
dziesięć minut. Nie rozmawialiśmy. Mówił mi tylko próg, stop, schody. Mogłam
jednak wziąć trampki. Bezustannie się potykałam i Kamil musiał mnie podpierać. W
pewnym momencie wyszliśmy na prostą. Przeszliśmy tak kawałek, a potem
zatrzymaliśmy się. Odwiązał chustę. Otworzyłam oczy. Zaparło mi dech w
piersiach. Staliśmy po środku szerokiej alejki. Po bokach rosły duże wiśnie. Właśnie
kwitły. Śliczne, delikatne, malutkie kwiatki w kolorze blado-różowym. Było ich
tysiące. Płatki spadały z drzew. Delikatny wiatr unosił je dalej. Nie
wiedziałam co powiedzieć. Słyszałam już o tym. Japońska wiosna z tego słynęła.
Jednak opis lub zdjęcie nie może równać się z widokiem na żywo. Ludzie
rozkładali koce pod drzewami, jedli drugie śniadanie, śmiali się i rozmawiali.
To jeden z najładniejszych widoków w moim życiu. Kamil zaśmiał się. "Wiem,
wiem. Typowy gaijin." uśmiechnęłam się. Przytuliłam się do niego i
podziękowałam.
- Chyba wiedziałaś gdzie
idziemy. - powiedział nagle.
- Skąd! Czemu tak myślisz? -
zdziwił mnie.
- Idealnie dobrałaś sukienkę.
- spojrzałam na siebie i zaśmiałam się. Biała tkanina w różowe kwiaty. Rzeczywiście
dopasowałam się do otoczenia. Nigdy w życiu nie widziałam nic piękniejszego i
nie wiem czy kiedykolwiek zobaczę. Delikatność, niewinność i jasność ukazane
przez malarza byłyby obrazem takiej właśnie dzielnicy. Nikt nie próbował tu
postawić straganu z zabawkami i watą cukrową, puszczać głośniej muzyki,
wykorzystywać to, że tyle ludzi podziwiało ten widok. To właśnie było
wspaniałe! Ale było coś jeszcze lepszego. Co? A właściwie kto? Japończycy!
Mimo, że na pierwszy rzut oka byli zamknięci w sobie, niedostępni i zimni tutaj
pokazywali swoje drugie oblicze. Kilka dużych grup siedzących pod wiśniami na
nasz widok machała do nas, witała się i zapraszała na estetycznie rozłożony
koc, na którym leżało dużo smakołyków. Kiedy tak spacerowaliśmy czułam się jak
w innym świecie. Bajkowej krainie czarów znanej mi z książeczek dla dzieci.
Jakby wszystkie historie, które mówiła mi mama na dobranoc miały wspólny punkt
właśnie tutaj. Mimo, że siedzieli tu tylko zwykli ludzie jak ja dla mnie było
to po prostu magiczne. Gdyby dodać kilka komputerowych wróżek i księżniczkę
można byłoby nagrać film dla najmłodszych. A może to właśnie tu powinna mieć
miejsce moja bajka?
Fajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńciekawy roździał :) http://kasiahola.blogspot.com/
Bardzo ciekawy tekst :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
kasia-kate1.blogspot.com
roxannee-blog.blogspot.com