sobota, 25 października 2014

Różowy, naturalny cud

                                             Różowy, naturalny cud


 Wstałam po dziewiątej. Poszłam do łazienki, umyłam się, uczesałam i umalowałam. Zobaczyłam, że pod drzwiami mam małą karteczkę. Podniosłam ją. Napisane na niej było "Kochana, jak tylko wstaniesz podejdź do mojego pokoju. Będę czekać na Ciebie tam, albo na stołówce. Do zobaczenia śpiochu." Jak zawsze ranny ptaszek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ona nigdy się nie zmieni. Oczywiście wybierałam ubrania długi czas. Około dziesiątej zeszłam na dół. Moja droga koleżanka jak zawsze o mnie zadbała. Czekał na mnie już pełen talerz. Przywitałam się i usiadłam z nimi. "Spokojnie wiem, że będzie Ci smakować." Spojrzałam na potrawy. Kilka kawałków sushi i zielona herbata. Trafiła w dziesiątkę. Wczorajsza lekcja trzymania pałeczek się przydała. Już nie miałam z tym takich problemów. Nagle zadzwonił mój telefon. To Kamil. "Hej. Masz jakieś plany na dziś?" zapytał. Spojrzałam się na przyjaciółkę. Z jej wzroku widziałam, że chce, abym się zgodziła.
-Tak się składa, że nie. - odpowiedziałam.
-Miałabyś może ochotę się ze mną spotkać?
-Oczywiście! - zrobiło mi się miło, że to zaproponował. W końcu wczoraj byłam bardzo zagubiona i zmęczona. Myślałam, że mnie nie polubił. Widocznie się myliłam.
- Przyjdę po Ciebie za godzinę. - powiedział zadowolony. Rzuciłam spojrzenie Basi. Uśmiechnęła się do mnie. Rozumiała mnie bez słów. Pobiegłam do pokoju. Założyłam zwiewną sukienkę w różowe kwiaty i koturny. Rozpuściłam włosy, sięgnęłam po lokówkę, aby chociaż trochę je zakręcić. Kiedy się rozgrzewała zaczęłam malować oko. Dwie idealne kreski na powiece. To tylko wydaje się łatwe. Jeszcze usta, perfumy, biżuteria i gotowa. Miał być za kilka minut. Idealnie się wyrobiłam. Poszłam na dół. Kamil już stał przed drzwiami. Przywitaliśmy się. Chciałam dowiedzieć się gdzie mnie zabiera, ale nie chciał mi powiedzieć. "Niespodzianka" powtarzał ciągle. Przechodziliśmy różnymi uliczkami. Oczywiście nigdy ich nie widziałam. W pewnym momencie kazał mi się zatrzymać. Rozglądnęłam się. "To jeszcze nie koniec drogi" powiedział i wyciągnął chustę z torby. "Muszę zawiązać Ci oczy." Teraz mnie zdziwił. Zgodziłam się mimo, że trochę się bałam. Zasłonił mi oczy i zawiązał z tyłu głowy kokardę. Złapał mnie za rękę. "Spokojnie nie zamierzam Cię porwać" zażartował. Szliśmy tak jeszcze dziesięć minut. Nie rozmawialiśmy. Mówił mi tylko próg, stop, schody. Mogłam jednak wziąć trampki. Bezustannie się potykałam i Kamil musiał mnie podpierać. W pewnym momencie wyszliśmy na prostą. Przeszliśmy tak kawałek, a potem zatrzymaliśmy się. Odwiązał chustę. Otworzyłam oczy. Zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy po środku szerokiej alejki. Po bokach rosły duże wiśnie. Właśnie kwitły. Śliczne, delikatne, malutkie kwiatki w kolorze blado-różowym. Było ich tysiące. Płatki spadały z drzew. Delikatny wiatr unosił je dalej. Nie wiedziałam co powiedzieć. Słyszałam już o tym. Japońska wiosna z tego słynęła. Jednak opis lub zdjęcie nie może równać się z widokiem na żywo. Ludzie rozkładali koce pod drzewami, jedli drugie śniadanie, śmiali się i rozmawiali. To jeden z najładniejszych widoków w moim życiu. Kamil zaśmiał się. "Wiem, wiem. Typowy gaijin." uśmiechnęłam się. Przytuliłam się do niego i podziękowałam.
- Chyba wiedziałaś gdzie idziemy. - powiedział nagle.
- Skąd! Czemu tak myślisz? - zdziwił mnie.

- Idealnie dobrałaś sukienkę. - spojrzałam na siebie i zaśmiałam się. Biała tkanina w różowe kwiaty. Rzeczywiście dopasowałam się do otoczenia. Nigdy w życiu nie widziałam nic piękniejszego i nie wiem czy kiedykolwiek zobaczę. Delikatność, niewinność i jasność ukazane przez malarza byłyby obrazem takiej właśnie dzielnicy. Nikt nie próbował tu postawić straganu z zabawkami i watą cukrową, puszczać głośniej muzyki, wykorzystywać to, że tyle ludzi podziwiało ten widok. To właśnie było wspaniałe! Ale było coś jeszcze lepszego. Co? A właściwie kto? Japończycy! Mimo, że na pierwszy rzut oka byli zamknięci w sobie, niedostępni i zimni tutaj pokazywali swoje drugie oblicze. Kilka dużych grup siedzących pod wiśniami na nasz widok machała do nas, witała się i zapraszała na estetycznie rozłożony koc, na którym leżało dużo smakołyków. Kiedy tak spacerowaliśmy czułam się jak w innym świecie. Bajkowej krainie czarów znanej mi z książeczek dla dzieci. Jakby wszystkie historie, które mówiła mi mama na dobranoc miały wspólny punkt właśnie tutaj. Mimo, że siedzieli tu tylko zwykli ludzie jak ja dla mnie było to po prostu magiczne. Gdyby dodać kilka komputerowych wróżek i księżniczkę można byłoby nagrać film dla najmłodszych. A może to właśnie tu powinna mieć miejsce moja bajka?

2 komentarze:

  1. Fajnie piszesz :)
    ciekawy roździał :) http://kasiahola.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy tekst :D
    Pozdrawiam.

    kasia-kate1.blogspot.com
    roxannee-blog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń